Translate

wtorek, 2 grudnia 2025

Mój Adwent - dzień 3

 Marana Tha - Panie przyjdź.

 Wtorkowa pogoda. Dzisiaj wyszło słoneczko, widać piękne niebo i jest odrobinę mniej śniegu ale w zamian zamiast stabilnych dróg i ścieżek mamy niezłe lodowisko. 

 O początkach adwentu, czyli kilka słów z historii świąt chrześcijańskich ciąg dalszy.

"(...)Od VI - VII wieku na pierwszy plan wysuwa się inny wymiar Adwentu: oczekiwanie na powtórne przyjście Mesjasza. Od tej pory okres ten krystalizuje się wokół dwóch biegunów: jest już nie tylko czasem bezpośredniego przygotowania do święta Narodzenia Pańskiego, ale staje się także czasem oczekiwania na Paruzję. Już pierwsi chrześcijanie,  zwłaszcza mieszkańcy Tesaloniki, tak byli pewni rychłego powrotu Pana, że ulegli lenistwu (2 Tes 3,10). Czyż Jezus nie zapowiadał wielokrotnie swojego powtórnego przyjścia, zwłaszcza we wszystkich przypowieściach o "czuwających" (Mt 24-25)? Czyż w chwili Wniebowzięcia aniołowie nie potwierdzili uczniom, że ich Mistrz powróci: " Ten Jezus wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście go wstępującego do nieba" (Dz 1,11)? Sam Paweł podsyca w sobie nadzieję, że kiedy nadejdzie ta chwila, to jeszcze będzie żył na ziemi (1 Tes 4,17)(..). (Robert Fery " Historia świąt chrześcijańskich" s.15-16)

Moje grudniowe robótki. W tym momencie na szydełku robi się czerwona świąteczna serwetka  - gwiazdka. Jeszcze nie nadaje się do pokazania w całości, ale już za momencik zaprezentuję ją w pełnej krasie. 


 Tymczasem nasz Bilbo od lata ma problemy z okiem. Najpierw wyglądało to na uszkodzenie rogówki (jak, gdzie i kiedy to się stało nie mam pojęcia). Po leczeniu nawet się poprawiło, nie ma już takiej mocnej błony zakrywającej gałkę oczną i ładnie otwiera oko. Ale dalej to oko nie wygląda tak, jak powinno. Dzisiaj pojechał na usg oka i okazuje się, że poprawa owszem jest, ale na rogówce dodatkowo jest jakiś wrzód, który już się zabliźnia. Skutkiem tego jest oczywiście gorsze widzenie w tym oku no i trzeba cały czas zakraplać, bo kanaliki łzowe też się zatykają i nie nawilżają oka.



Dochodzi teraz do siebie po "głupim jaśku".

 W tym wszystkim najlepsze jest to, że te wszystkie podróże do weterynarza są dla niego ogromną radością, bo nieważne gdzie, ale ważne, że może jechać, a dla niego nie  lepszej nagrody niż jazda samochodem. 

Zimowe wyzwanie na bieżni.

 Taki mam widok podczas spaceru 😀

Dzisiejszy ostateczny wynik: czas - 62 min, dystans - 6 km  200m i spalone kalorie- 188 cal.

 Pozdrawiam serdecznie adwentowo i do jutra :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz